Moje koleżanki są zapalczywe, z pięknymi pomysłami i nadzieją. Z dziećmi i ochroną prywatności. Mają niewiarygodnie ciekawe poglądy, które niejednokrotnie wykraczają poza moje możliwości rozumowania. Wszystko pięknie i sielanka, mnóstwo zalet i walorów. A ja? Ja przede wszystkim mam gest. Oczywiście nie chodzi mi o gest darowania komuś przedmiotów o wartości finansowej. Chociażby najmarniejszej. Akurat tak się składa, że u mnie za wszystko się płaci.
Mam jednak gest w kierunku założenia tego bloga. Powołuję go do życia. Czuję się lepiej. Jak stwórca. Jak pierdolnięty dzieciak z horroru, który myśli o zagładzie. Jak kot, który we własnej kuwecie, z zapalczywością niepoprawnego romantyka, uwija rozczulające wzory w piasku własnym odchodem.
I tak jak w przypadku tego kota, tutaj również możecie spodziewać się smrodu. Smrodu, który trudno będzie wywietrzyć. Nie wystarczy otworzyć okien i pomachać gazetą. Smród, który ja i moje koleżanki będziemy miały przyjemność uczynić, może stać się smrodem śmiertelnym.
I tym miłym akcentem finiszuję, uderzam czołem o niedomytą podłogę. Płaczę trochę (bo boli), ale kłaniam się z rozmachem. Poczułam się lepiej. Bardzo dowartościowana.
Wazelina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz